wtorek, 30 grudnia 2014

Podróż za jeden uśmiech: Polowanie na kapelusz (1971), reż. Stanisław Jędryka, cz. III

     Koniec roku zapowiada się przy siarczystym mrozie, któremu może się przeciwstawić tylko dobra zabawa. Mi taka pogoda jeszcze nie przeszkadza, co więcej, wspomnienie i jednocześnie oczekiwanie wakacji wypada przy niej znacznie bardziej nostalgicznie. Dlatego dzisiaj kilka kolejnych ujęć z serialu, który zawsze kojarzył mi się z beztroskim latem. 
     Poldek i Duduś szukają sopockiego mola w... Gdańsku. Przez zbieg okoliczności znaleźli się w innymi mieście, a dowiedzieli się tego dopiero błądząc po ulicach Gdańska właśnie. Wszystkie zdjęcia z tego postu dotyczą jednego miejsca, a więc mostu z ulicą Strągiewną, rozciągającą się przed Zieloną Bramą, widoczną kilkukrotnie w poprzednich wpisach. Sporo budynków zostało odnowionych od czasu powstawania serialu, powstało kilka nowych, ale charakter tego miejsca pozostał taki sam. 
     Kontynuacja ujęcia z poprzedniego kadru. Kładka na moście została zamieniona na płytki, balustrada również została wymieniona, ale jej kształt prawie się nie zmienił. 
     Ostatnie zdjęcie przedstawia ten sam kierunek. Metalowa bariera zostaje zamieniona tu w betonowy mur. Gdyby ktoś się zastanawiał gdzie podziało się łączenie płyt na murze, to informuję, że na filmie jest ono widoczne, ale nie zmieściło się w wybranym przez mnie kadrze. Nie zwróciłem na ten element uwagi robiąc zdjęcie i po raz kolejny wyszło niedokładnie. 

PS. Wszystkim, którzy tu zaglądają życzę pomyślności w realizacji swoich planów i marzeń w przyszłym roku, a tym, którzy zdążą przeczytać post przed końcem dnia, życzę dodatkowo udanej zabawy. 

piątek, 19 grudnia 2014

Popiół i diament (1958), reż. Andrzej Wajda

     Mój stosunek do lektur szkolnych w okresie szkoły podstawowej nie był wzorowy. Niby ich celem było rozwijanie świadomości funkcjonowania prozy, ale we mnie wywierały przeciwny efekt. Fabuła rzadko mnie wciągała, bohaterowie wydawali się obcy, a język przeważnie zrażał zamiast przyciągać. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że powodem takich odczuć był fakt, iż konkretne pozycje były narzucone przez system edukacji, a nie zostały wybrane z własnej woli. Dlatego wierząc, że nie wszystkie książki są mało interesujące, na przełomie podstawówki i liceum sięgnąłem po powieść "Popiół i diament" Jerzego Andrzejewskiego. Nie było to najlepszy wybór, bo nie pamiętam, żebym dotarł do ostatniej strony, natomiast nie zniechęcony tym, sięgnąłem po adaptację Andrzeja Wajdy, która wtedy przypadała mi do gustu. Jest to historia młodego członka Armii Krajowej - Maćka Chełmickiego, który dostaje zlecenie zabicia ważnego działacza partii komunistycznej. W międzyczasie poznaje dziewczynę, rodzi się miłość, a w umyśle bohatera pojawiają się wątpliwości co do sensu swoich opozycyjnych działań. 
     Większa część filmu kręcona była we Wrocławiu, a wstęp, z którego pochodzi słynne ujęcie Cybulskiego trzymającego karabin, powstała w Trzebnicy, którą zamierzam odwiedzić na wiosnę.   
     Pierwsze wrocławskie ujęcie to głośnik przekazujący bieżące informacje, znajdujący się na tle kościoła św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława. To w tej okolicy będzie się rozgrywać większa część filmu i jej też będzie dotyczyć kilka przyszłych postów. W tej chwili można się zapytać dlaczego głośnik ewoluował w takie duże drzewo, skoro na filmowym ujęciu nie ma jego śladu (nawet kiedy kamera zjeżdża na poziom ulicy). Różnica między zdjęciami to 56 lat, więc wydaje mi się, że coś powinno być już wtedy widoczne. Nie umiem tego wyjaśnić.   
     Przy tym zdjęciu można pośpiesznie wyciągnąć błędne wnioski, dlatego jestem winny małe wyjaśnienie. Tuż za moimi plecami znajduje się brama na dziedziniec, zza której nie byłoby sensu robić zdjęcia, bo wszystko byłoby zasłonięte przez otaczający go mur i kamienicę. Jest jakieś prawdopodobieństwo, że ten właśnie mur znajduje się w miejscu, gdzie stała wysoka ściana widoczna na filmie, ale odległości pomiędzy wszystkimi widocznymi tu budynkami nie zgadzają mi się. W każdym wypadku, ruiny zza ściany to nie może być nic innego jak Pałac Królewski - obecnie prezentujący się o niebo lepiej. Ktoś mógłby spytać jakim cudem odnalazłem tę lokalizację i skąd właściwie wiadomo, że to jest to samo miejsce. Przyznaję, sam nigdy bym tego nie odgadł. Wiedzę tę znalazłem na tej stronie-link-gdzie jakiś spostrzegawczy miłośnik Wrocławia zauważył, że wieżyczki z prawej strony kadru to nic innego jak dach kamienicy przy ul. Kazimierza Wielkiego. Nie chce być inaczej.  

czwartek, 11 grudnia 2014

Tylko mnie kochaj (2006), reż. Ryszard Zatorski

     Nie przepadam za gatunkiem fantasy. Nie umiem wczuć się w te magiczne światy, którymi fascynują się miłośnicy Tolkiena czy Sapkowskiego i szczerze tego żałuję. Chciałbym  np. wyczekiwać teraz z wypiekami na twarzy kolejnej ekranizacji "Hobbita", ale tak niestety nie jest. Wydaje mi się, że powodem takiego dystansu jest moja ograniczona wyobraźnia. Nie potrafię, jak to się mówi, zawiesić niewiary i dać się ponieść cudownym postaciom i ich fantastycznym historiom. Podobny stosunek mam do komedii romantycznych (i nie myślę tutaj tylko polskich). Nie chodzi o to, że historie w nich przedstawiane są mocno rozbieżne z rzeczywistością. Po prostu brakuje w nich tego, co mogło by mnie przekonać do ich łyknięcia, nie mówiąc już o zainteresowaniu.  
     Do tego grona zalicza się rodzimy przebój kinowy 2006 roku - "Tylko mnie kochaj". Film osiągnął wyżyny frekwencji, natomiast krytyka miała sobie na czym poużywać. Nie zdradzę do której grupy widzów się zaliczam, za to umieszczam jedną fotkę porównawczą z tego filmu.
     A na zdjęciu nie mniej popularny niż sopockie molo symbol tego miasta, czyli Sofitel Grand Sopot, wcześniej znany jako Grand Hotel. Główny bohater wybiega przed hotel (czy raczej za niego) w poszukiwaniu swojej... nie pamiętam kogo szukał, ale pewnie miało to związek z miłością. Można zauważyć, że praktycznie każdy element zmienił się na plus. Elewacja została odnowiona, drzewka przycięte, na balkonach pojawiły się kwiatki, a wokół postawiono eleganckie ogrodzenie.  No i słońca jest jakby trochę więcej. 

wtorek, 2 grudnia 2014

Dwaj ludzie z szafą (1958), reż. Roman Polański, cz. II

     Okres festiwali i koncertów na otwartym powietrzu już za nami. Co prawda za chwilę w największych miastach będzie można uczestniczyć w imprezach świątecznych czy noworocznych, ale to już nie to samo co odprężanie się w letnie wieczory. Tymczasem na blogu przenoszę się w miejsce właśnie takich letnich niezobowiązujących imprezek, do jednego z najbardziej reprezentatywnych miejsca w Sopocie, czyli Skweru Kuracyjnego. Między innym tutaj, przy muszli koncertowej, kręcona była jedna z sekwencji "Dwóch ludzi z szafą".  
     Jak widać po ławkach na czarno-białym zdjęciu, miejsce to pełniło taką samą rolę prawie 60 lat temu. I chociaż jego charakter pozostał taki sam, to otoczenie zmieniło się diametralnie. Najlepiej widać to po Domu Zdrojowym, który urósł o dobre kilkanaście metrów. Żałuję, że w filmie nie pokazano szerszej panoramy jego okolic, bo na pewno byłoby to ciekawe porównanie. 
     Sama muszla uniknęła większych zmian. Można by pisać o wstawieniu igieł utrudniających życie gołębiom albo kurtyn zakrywających zaplecze, ale akurat w tym wypadku istotniejsze wydaje mi się podkreślenie, że wśród osób na scenie znajduje się reżyser tej etiudy (pierwszy z prawej). Samo zdjęcie nie oddaje jeszcze jego aktorskich umiejętności, dlatego polecam zobaczyć cały film, bo można zobaczyć go tam w bardziej złożonej akcji. 
     A na koniec mały bonus. Przyjaciele Sopotu (taki podpis widnieje na "szafie") upamiętnili związek reżysera z tym miastem, stawiając w 2008 roku na sopockiej plaży rzeźbę nawiązującą do opisywanej etiudy. Nie przetrwała ona jedna zbyt długo w takich warunkach i po zdewastowaniu oraz renowacji została w 2013 roku ustawiona w bezpieczniejszej lokalizacji - przed wejściem do klubu Zatoka Sztuki. 

piątek, 21 listopada 2014

Do widzenia, do jutra... (1960), reż. Janusz Morgenstern, cz. III

     Polska złota jesień powoli dobiega końca, a na horyzoncie pojawia się już mniej atrakcyjna, jak dla mnie przynajmniej, zima. Dlatego, żeby nie dać się tej ponurej atmosferze, na blogu cofnę się jeszcze do lata. Co prawda lata sprzed ponad pół wieku, ale jakże intensywnego dla bohaterów dzisiejszego filmu.  
      Pierwszy kadr pochodzi z pierwszej wizyty Jacka pod domem Margueritte. Chociaż posiadłość nadal ma sporą powierzchnię, przechodząc koło niej pierwszy raz minąłem ją niezauważoną. Sporo zmieniło się w bezpośrednim otoczeniu samego domu, w tym przede wszystkim wysokość i gęstość zieleni przy płocie. Na powyższym zdjęciu widać też, jak gruntowanie została przerobiona strona, na której wcześniej znajdował się podjazd pod dom. Płot w tym miejscu wciąż się znajduje, ale zdjęcie musiałem wykonać ponad nim, właśnie z powodu gęstych krzewów. 
     A tutaj kadr z ostatniej wizyty pod wspomnianym domem. Przede wszystkim w oczy rzuca się skala, w jakiej rozwinęła się motoryzacja. Można tylko żałować, że kiedyś nie było mody na kręcenie filmów o zombiakach. 

piątek, 24 października 2014

Anioł w Krakowie (2002), reż. Artur Więcek, cz. II

     Dzisiaj pora na kolejną część zdjęć z filmu "Anioł w Krakowie". Od razu w oczy rzuca się niebieska stylizacja wszystkich ujęć filmowych, ale po kolei...
     Anioł rozmawia z Hanką nad brzegiem Wisły, a za nim Most Piłsudskiego. Ten sam, po którym przechodzą statyści na początku "Listy Schindlera". Znowu widać dużą różnicę w obiektywach użytych na tych dwóch zdjęciach, ale nie przeszkadza to w ocenie działania mijającego czasu. 
     Kolejne trzy zdjęcia pochodzą z jednej lokacji, ale ponieważ zawierają różnorodne ujęcia, pomyślałem, że warto zamieścić wszystkie. Pierwsze, na którym bohater Globisza przygląda się dziewczynom, ukazuje niewiele zmian, a jeśli już są, to na gorsze, szczególnie pod względem stanu budynku. Lepszą opieką może pochwalić się za to krzaczek rosnący za nim. 
     Nieco się oddalamy i pierwsze co wchodzi w kadr to - a jakże - samochody. Do tego dochodzi podwojona liczba różnych znaków i szyldów. 
     Jeszcze większe oddalenie od zbiegu ulic i w końcu widać coś pozytywnego - naprawiony chodnik. Na początek dobre i to. Przy widocznej na zdjęciu liczbie turystów, reszta na pewno przyjdzie z czasem. 

wtorek, 14 października 2014

Człowiek z marmuru (1976), reż. Andrzej Wajda

     Są takie filmy, których seans, mimo iż posiadają status kultowych, odkładam w czasie w nieskończoność. Przede wszystkim jest to wina tego, że kilka razy porządnie rozczarowałem się takimi produkcjami. Musi być jakiś powód, dla którego niektóre filmy przechodzą do kanonu, ale nie zawsze jestem w stanie go zobaczyć. W przypadku "Człowieka z marmuru" obawiałem się głownie tego, że film będzie opowiadać o wydarzeniach politycznych, które mnie nie dotyczyły i które w polskim wydaniu nigdy nie były przedstawiane interesująco. I rzeczywiście, przez cały film widzimy jak funkcjonował i na czym się opierał poprzedni ustrój, jednak obserwujemy to z punktu widzenia dziennikarki śledzącej losy jednego z bohaterów socjalizmu. Właśnie na tym przyglądaniu się kolejnym etapom życia głównego bohater oparta jest cała historia, dzięki czemu obraz ma atrakcyjne tempo i niemal kryminalny charakter. 
     
     Dzisiejsze trzy zdjęcia pochodzą z ostatniej sceny filmu, kiedy bohaterka Jandy spotyka się z synem człowieka, którego życiorys śledziła. Dzieje się to przed jednym z wejść do Stoczni Gdańskiej. Kładka nad torami kolejowymi znacznie się postarzała, a z jej sąsiedztwa zniknęły widoczne na kadrach filmowych budynki. W pewnym momencie straciłem orientację w stosunku do filmowych wydarzeń i zacząłem wątpić w to, że jestem we właściwym miejscu. Ale była to jedyna taka konstrukcja w okolicy, co więcej, znajdująca się w odpowiednim miejscu względem późniejszej akcji.  
     Co do kierunku, w którym miałem się ustawić, upewniły mnie żurawie. Zmyliła mnie natomiast poręcz, kończąca się przy schodach. Mimo, iż jej stan wskazuje na to, że może pochodzić z okresu kręcenia filmu, wygląda zupełnie inaczej.  
     Skrzyżowanie przed samą bramą dla pracowników. Tu również zaszły spore zmiany. Torowisko tramwajowe zostało oddzielone od jezdni, przez co i powierzchnia chodnika została zmniejszona. Charakterystyczne, biało-czerwone barierki, zostały zastąpione zielonymi. To wszystko jednak nic w porównaniu z tym, co dzieje się po przeciwnej stronie. Ale o tym innym razem.  

sobota, 4 października 2014

Omen (2006), reż. John Moore

     6 czerwca 2006 roku miał swoją premierę remake kultowego horroru "Omen". Oryginał, powstały 30 lat wcześniej, nie zdążył się jeszcze porządnie zestarzeć, ale ktoś zdecydował, że jednak można go odmłodzić. To co powstało  na podstawie tej decyzji to bezwstydna kalka pierwowzoru, powtarzająca kolejne sekwencje zdanie w zdanie. Wyjątkiem jest scena zabójstwa niani przez rozpędzony samochód, która chociaż znajdowała się w scenariuszu pierwszego filmu, nie znalazła się w wersji finałowej. Swoją drogą, postać grana przez Mię Farrow jest najciekawszym bohaterem filmu, ze względu na odniesienie do "Dziecka Rosemary". Poza tym, jedyną różnicą między filmami jest, naturalnie, odświeżona scenografia i cała strona techniczna. Dla osób nie znających pierwowzoru może to być interesujące widowisko, tym bardziej, że sceny śmierci poszczególnych bohaterów nakręcono z miłą dla oka elegancją, przywodzącą na myśl te z serii "Oszukać przeznaczenie".  
     Kilka scen filmu powstało w Pradze, która w tym wypadku udawała Londyn. Dwa dzisiejsze kadry pochodzą ze sceny spotkania ambasadora z księdzem, który ostrzega tego pierwszego o niebezpieczeństwie w jakim znajduje się jego nienarodzone dziecko. Za plenery posłużył tutaj Most Karola, a konkretnie ulica pod nim po zachodniej stronie rzeki. Aby dodać trochę angielskiego klimatu, na skrzyżowaniu postawiono charakterystyczną czerwoną skrzynkę na listy. Po dłuższym przyjrzeniu się zdjęciom, uwagę zwraca też napis nad oknem w kamienicy po prawej stronie, który najwyraźniej został zasłonięty na potrzeby filmu. 
     W tym ujęciu nie bawiono się już w detale, ale zasłonięto cały budynek z lewej strony. Oblężony na co dzień przez uśmiechniętych turystów most, zyskał zupełnie nowy  wymiar przez odpowiednie oświetlenie, pogodę i kolorystykę. Ten ostatni element jest zresztą w filmie dość mocno, żeby nie powiedzieć nachalnie, wykorzystywany do podkreślenia konkretnej atmosfery. 

niedziela, 21 września 2014

Podróż za jeden uśmiech: Polowanie na kapelusz (1971), reż. Stanisław Jędryka, cz. II

     Dzisiaj znowu powrót do Gdańska, ponownie na Długi Targ, ale tym razem ze skupieniem na najpopularniejszym punkcie tej ulicy czyli fontannie Neptuna. Taką możliwość dają kadry ze sceny przyjazdu Poldka i Dudusia do tego miasta. 
     Fontanna pochodzi z początków XVII wieku. Od tego czasu była poddana kilku renowacjom. Pewna wizualna zmiana dokonała się pomiędzy zdjęciami do serialu a moim zdjęciem - w 1988 roku Neptunowi zasłonięto przyrodzenie liściem figowym, ale w tych kadrach tej różnicy akurat nie widać. 
     Również ogrodzenie pozostało niemal identyczne jak w filmie. 
     I ujęcie pokazujące fontannę w całości. Tutaj już można zauważyć pewne zmiany, jak na przykład zlikwidowanie krawężnika i wyrównanie nawierzchni wokół. 

czwartek, 11 września 2014

Do widzenia, do jutra... (1960), reż. Janusz Morgenstern , cz. II

      Od dłuższego czasu zabierałem się za napisanie tego postu, nie wiedziałem jak zacząć i tak zostało, więc dzisiaj będzie krótko i bez dłuższych refleksji.
     Skrzyżowanie ulic Koziej i Piwnej. Tuż przy nim znajduje się kawiarnia, w której bohater Cybulskiego spędza wolne chwile spotykając się ze znajomymi. Uwagę zwraca to jak uboga była ulica w tamtych latach. Żadnych słupków, reklam, znaków (z wyjątkiem nazwy ulicy).  
     A to już samo wejście do kawiarni, które wtedy prowadziło w kierunku piwnic kamienicy. Obecnie ten portal jest zabity jakąś dyktą, co mnie dość mocno zmyliło, bo skierowałem aparat w nieco inny punkt (dlatego finałowe porównanie ma trochę inne proporcje). Stoliki przed kawiarnią nie są już tutaj niczym nadzwyczajnym. 
     Ta sama kawiarnia co powyżej, ale pokazana z innej strony. Charakterystyczne płaskorzeźby zostały prawie całkowicie zasłonięte przez mniej charakterystyczne parasole i kwiaty. 

poniedziałek, 1 września 2014

Lista Schindlera / Schindler's List (1993), reż. Steven Spielberg, cz. VI

     Po nieco dłuższej przerwie kontynuuję serię filmów czarno białych, tym razem po raz kolejny przyglądając się krakowskim plenerom filmu "Lista Schindlera". W dzisiejszym poście będzie to wyłącznie ulica Szeroka z przyległymi ulicami, a więc miejsce, które posłużyło filmowcom za plan getta.   
\
     Przy skrzyżowaniu ulic Na Przejściu z Dajwór zbudowano główną bramę getta. Dzisiaj po scenografii nie ma już śladu, natomiast za kamienicą po prawej stronie powstała kolejna. 
     To samo miejsce z nieco innego kąta. Umieszczam głównie dla porównania stanu białego budynku (szczególnie balkonu), ale też ze względu na widoczną w filmie przez ułamek sekundy wymowną tablicę informacyjną. Poza tym, moją uwagę zwróciło tutaj również zabicie ogrodzenia pełnymi deskami.  Ten zabieg mógł mieć miejsce w prawdziwym getcie w celu zminimalizowania kontaktów, a tu z pewnością dodał wrażenie dosłownej izolacji. 
     Na koniec jeszcze raz skrzyżowanie wspomnianych ulic, ale z przeciwnej strony. Kawałek bramy widoczny jest tu wokół głowy konia. Wnętrze getta zostało tutaj dodatkowo zasygnalizowane tabliczką z napisem Plac Zgody - tak wówczas nazywał się plac, na którym znajdowała się część wydzielonej dzielnicy. 

czwartek, 7 sierpnia 2014

Dwaj ludzie z szafą (1958), reż. Roman Polański

     Zanim Roman Polański wypłynął na szerokie i głębokie wody międzynarodowego przemysłu filmowego, udało mu się stworzyć kilka produkcji, które zafundowały mu rejs w tym właśnie kierunku. Jedną z nich, nagradzaną na całym świecie pierwszą Polską etiudą studyjną wydaną komercyjnie, jest "Dwaj ludzie z szafą". Obraz mocno metaforyczny, dla którego każdy mógłby wysunąć swoją własną interpretację. Ta krótka opowieść to również pierwsza rola Krzysztofa Komedy jako kompozytora filmowego. Film jest także najstarszym jaki udało mi się do tej pory upolować i muszę przyznać, że odwiedzanie miejsc pojawiających się w nim właśnie z tego względu było sporą przyjemnością (choć mój ówczesny Towarzysz podróży miał zupełnie odmienne zdanie na ten temat).    
     Zdjęcia do filmu powstawały w Gdańsku i Sopocie. Dzisiaj dwa ujęcia z tego pierwszego miasta i środkowej części filmu, w której bohaterowie próbowali wejść do tramwaju. 56 lat różnicy zrobiło swoje, choć jeszcze na tym zdjęciu nie jest to tak bardzo widoczne. Tradycyjnie, w obrębie najpopularniejszej ulicy wyrosły kawiarniane parasolki i stoliki.  
     Okolica Długiego Targu pojawiła się na blogu kilkanaście dni wcześniej przy okazji serialu "Podróż za jeden uśmiech" i tam też było niemal identyczne ujęcie z Zieloną Bramą w tle. Tutaj doszedł jednak jeszcze jeden element - rzeczony tramwaj. Po torowisku nie ma już jednak żadnego śladu.  

środa, 30 lipca 2014

Vinci (2004), reż. Juliusz Machulski, cz. IV

     Kraków przeżywa pewnie teraz letnie oblężenie turytów, a na blogu przyłączę się do tej fali i jeszcze raz spojrzę na miejsca, w których kręcono "Vinci".   
     Ulica Poselska, boczna od Grodzkiej, szczególnie dobrze utkwiła mi w pamięci z wizyty w Krakowie. Nie tylko dlatego, że "załapałem" tam lokacje z dwóch filmów (ten drugi był już opisywany, ale zdjęcie z Poselskiej będzie w przyszłości). Moją uwagę przykuła brama, widoczna tutaj na końcu ulicy. Trochę to niezgodne z tym, co reprezentuje architektura tego miasta, ale nie mogłem się pozbyć skojarzenia z bramą charakterystyczną dla posesji latynoskich - hiszpańskich czy meksykańskich, takich, za którymi swoją willę ma szycha trzymająca w rękach całe miasto. Nie umiem wytłumaczyć tego wrażenia-tak mi to wyglądało i tyle.  
                        
     A to już słynny stolik do szachów, przy którym "Szerszeń" poznaje Tadeusza Hagena. Deski w ławeczkach zdążyły już być wymienione, ale sam blat jeszcze ma się dobrze. 
     Jeszcze jedno ujęcie tego samego miejsca z ostatniej sceny w filmie. Ładnie pokazano tutaj Wawel i Wisłę, słońce zrobiło swoje, a filtr na górze fajnie urozmaicił czyste niebo. Z powodzeniem można by to użyć w pocztówce z Krakowa. 

środa, 23 lipca 2014

Podróż za jeden uśmiech: Polowanie na kapelusz (1971), reż. Stanisław Jędryka

     Niedawno ktoś przypomniał mi o tym, że ludzie z natury oceniają miniony czas jako bardziej udany niż obecny. Nie sprzeciwiam się temu stwierdzeniu, bo samemu zdarza mi się na tym złapać. Takie wrażenie mam na przykład oglądając serial "Podróż za jeden uśmiech". Tylko że w tym wypadku jest to trochę nienaturalne, bo serial pochodzi z okresu, którego nie znam osobiście, a tylko z drugiej ręki. Mimo tego, wydaje mi się, że czas o którym opowiada był dużo bardziej niewinny, sensowny i po prostu przyjemniejszy. 
     Reżyserem tego serialu, przerobionego potem na film długometrażowy, jest Stanisław Jędryka, który stworzył również inne klasyki z okresu dzieciństwa pokolenia moich rodziców, takie jak "Do przerwy 0:1", "Stawiam na Tolka Banana" czy "Wakacje z duchami", z czołówek których piosenki po prostu ociekają kultowością. Opisywana w tym poście produkcja oparta jest na powieści Adama Bahdaja, w której dwóch chłopców (w serialu granych przekonująco przez Filipa Łobodzińskiego i Henryka Gołębiewskiego) udaje się nad morze, wplątując się po drodze w różnego rodzaju przygody, nie zniechęcające ich jednak do dotarcia do celu. Podczas ostatniego urlopu udało mi się odwiedzić kilka miejsc znajdujących się w Sopocie oraz Gdańsku, występujących w przedostatnim odcinku serialu.   
      Na pierwszy strzał idzie Gdańsk i jego Długi Targ. Tutaj chłopcy trafiają przy pomocy samochodu chłodziarki i od razu okazuje się, że są zdani sami na siebie, bo ich ciotka przez nieporozumienie została w innej miejscowości. W latach 70-tych ulica najwyraźniej była otwarta dla ruchu samochodowego, co widać nie tyle po ciężarówce, ale zaparkowanych autach. Zwiększony ruch turystyczny najprawdopodobniej wymusił jej zablokowanie i wydaje się, że wszyscy na tym skorzystali. 
      To również Długi Targ z konkretną kamienicą, której parter, podobnie jak w większości na tej ulicy, został przerobiony na kawiarnię. Gdyby nie fakt, że ujęcie doprowadzające do tego kadru było ciągłym od zdjęcia powyżej, domyślam się, że miałbym niemałe problemy ze znalezieniem tego miejsca. Spora część elewacji jest teraz zasłonięta przez parasolki i inne ozdoby charakterystyczne dla ogródka kawiarni. 
     Fragment Zielonej Bramy, widocznej również na pierwszym zdjęciu, tylko z drugiej strony. To, że w "czarno-białych czasach" nie było znaków wskazujących istotne punkty turystyczne nie jest niespodzianką. Ale że w tym miejscu brakowało również ulicznej latarni jest już zastanawiające. Ciekawe więc, jaki efekt dałoby porównanie nocnych zdjęć tego miasta w takiej przestani czasowej. 

poniedziałek, 14 lipca 2014

Do widzenia, do jutra... (1960), reż. Janusz Morgenstern

     Zanim Richard Linklater kupił dzisiejszych trzydziestolatków początkiem swojej trylogii w postaci "Przed wschodem słońca", 35 lat wcześniej debiutujący Janusz Morgenstern opowiedział identyczną historię o zauroczeniu w swoim "Do widzenia, do jutra...". Taki czasowy i geograficzny rozstrzał pokazuje jak bardzo uniwersalne i powszechne są historie przedstawione w obu filmach i udowadnia, że pragnienia ludzi na pewnym etapie życia pozostają niezmienne.
     Czytając opinie o polskim klasyku wiele razy trafiłem na zarzut, że fabuła filmu jest banalna czy wręcz nudna. Potrafię sobie wyobrazić, że część współczesnych widzów inaczej rozegrałaby spotkanie z tego typu miłością, omijając wszystkie słowne zbliżenia i przechodząc od razu do czynów. Dla bardziej wrażliwych, ta historia będzie romantycznym przeżyciem opartym zresztą o wątki z życiorysu współautora scenariusza - Zbigniewa Cybulskiego. Sam film warto zresztą obejrzeć dla tego aktora, który według relacji ekipy, przed kamerą grał samego siebie, i Teresy Tuszyńskiej, której Margueritte jest żywą definicją słowa "urocza".       
     Zdjęcia do filmu powstawały w Sopocie i Gdańsku. Plenery tego drugiego miasta posłużyły za miejsce pierwszego spotkania obu bohaterów. Powyżej widzimy fragment ulicy Wartkiej i Rybackiego Pobrzeża, które znacznie zmieniły się od lat 60-tych, ale mimo to zachowały charakterystyczny klimat tworzony przez ceglane budowle. 
     To przeciwna strona ulicy Wartkiej, na której wciąż można rozpoznać te same budynki jednak w lepszej formie. Sklep po lewej stornie nieco zmienił swój charakter oferując zamiast warzyw biżuterię, ale na pewno w miejscu restauracji wciąż jakaś funkcjonuje.  
     W filmie pojawia się to samo ujęcie z innego dystansu, które zdecydowałem się również zamieścić, żeby pokazać jak zmieniło się zagospodarowanie miejsca przed lokalami. Ilość turystów i samochodów mieszkańców Gdańska z pewnością zwiększyła się n-krotnie i to własnie bardzo dobrze widać na tym zdjęciu. Czy wizualnie miejsce to zyskało czy straciło, zostawiam pytaniem otwartym. 

poniedziałek, 7 lipca 2014

Mission: Impossible (1996), reż. Brian De Palma, cz. IV

     Po dłuższej przerwie od pierwszej kinowej odsłony "Mission: Impossible", powracamy ponownie do praskich plenerów tego filmu. 
     Na początku kadr z wprowadzającego widzów w stolicę Czech ujęcia, przedstawiającego jednocześnie miejsce, w którym zaszyli się agenci opracowujący nową akcję. I od razu mamy do czynienia z jedną z ciekawszych zmian od czasu kręcenia filmu jakie mi się trafiły. Proszę zauważyć, że uliczka zmierzająca w głąb zdjęcia opada na głębokość około 2 metrów, a jedno z okien w budynku po prawej zostało przerobione na drzwi. Interesująca sprawa, prowokująca do pytania jak ta kwestia została rozwiązana za rogiem.  
     Tutaj widzimy już kadry ze sceny po sekwencji z nieudaną akcją. Sceny, przy finale której mój racjonalistyczny kolega parsknąłby zapewne śmiechem, ale trzeba przyznać, że zmontowanej i sfotografowanej wzorowo. Ethan Hunt, po tragicznie zakończonej misji, udaje się do restauracji na trudną rozmowę ze swoim przełożonym. Praga pewnie już wtedy była licznie odwiedzanym miastem, dlatego zastanawiam się, jak wyglądało zablokowanie na okres zdjęć tak popularnego i rozległego miejsca. 
     Restauracja, w której obaj agenci się spotykają, nazywa się "Akvárium" i nie jest ona przypadkowa, ponieważ jej wystrój w dużej części stanowią szklane zbiorniki wypełnione wodą z rybami. W finale spotkania, agent Cruise'a wykorzystuje swój firmowy gadżet, wysadzając w powietrze większość szklanych elementów, co sprawia, że cała ta woda wypływa na skwer rynku. Z informacji, które znalazłem w necie wynika, że kawiarenka wraz z przylegającymi do niej lokalami została zbudowana w studiu Universalu, natomiast w stolicy Czech powstały jedynie ujęcia prezentujące przeciwną stronę, co znaczy, że woda z powyższego ujęcia musiała zostać wylana z jakiegoś przygotowanego na ten cel pojemnika.    

niedziela, 29 czerwca 2014

Katyń (2007), reż. Andrzej Wajda, cz. II

     Dzisiaj trochę ubogo, bo jedynie dwa zdjęcia z jednego miejsca, za to z kilkoma ciekawymi rzeczami do zaobserwowania.
     Śródmieście Krakowa pełne jest tych starych, charakterystycznych kamienic, ale wiele z nich wciąż prosi się o ekipę remontową. Ta powyżej jest jednym z przykładów. Na filmie jest równie ponura, jednak pozbawiona wszystkich spray'owych ozdobników. Można się zastanawiać, czy może w 2007 roku nie było ich tam w cale. Ja sądzę, że jednak były, ale zostały usunięte podczas kręcenia zdjęć, albo w postprodukcji tak samo jak wszystkie skrzynki przy fundamentach budynku, czy tablice z nazwą i numerem ulicy (których zarys wciąż jest na filmie widoczny). Ciekawe jest to, że rozpoznać można klamkę od zielonych drzwiczek z prawej strony zdjęcia. 
     To jest dalsza cześć ulicy, w której oprócz braku szyldów, niewiele się zmieniło, ale zdjęcie wykonałem, żeby dokładniej zobaczyć skrzynki telekomunikacji, które zostały sprytnie zasłonięte oraz przyjrzeć się roletom zewnętrznym. Może to przez jakość filmu jaki miałem, ale mam wrażenie, że rolety widoczne na tym ujęciu są bardziej szczegółowe, niż te widoczne wyżej. Ponieważ film był kręcony w ogromnej rozdzielczości, a w sieci można zobaczyć materiały mówiące o dużej ingerencji w niego studia efektów specjalnych, przypuszczam, że okna plastikowe mogły zostać zasłonięte cyfrowo, stąd taki efekt. 

sobota, 21 czerwca 2014

Lista Schindlera / Schindler's List (1993), reż. Steven Spielberg, cz. V

     Ostatniego wieczoru statystyki odwiedzin zwariowały na tyle, że domniemałem jakiegoś cybernetycznego ataku, chociaż nie mogłem znaleźć odpowiedniego motywu dla niego. Sytuacja się rozjaśniła, kiedy sprawdziłem źródła odwiedzin. Dziękuję więc Czytelnikom, którzy pofatygowali się wspomnieć o tym blogu w miły sposób w dwóch miejscach.
        Co do sedna dzisiejszego postu, znowu kierujemy się do Krakowa śladami "Listy Schindlera". 
     Zdjęcie powyżej przedstawia Starą Synagogę na Kazimierzu. W filmie jest to miejsce tuż za bramą getta, w którym niemieccy żołnierze spisywali wszystkie osoby, które miały spędzić tam najbliższe dni. Pani ze Skody miała więcej czasu niż ja, dlatego nie miałem innego wyboru jak umieścić auto na zdjęciu, co w sumie nie jest złe, bo w jakiś sposób łączy się z mundurami przy stolikach. 
     Tutaj również Kazimierz - w filmie ze sceną likwidacji getta, obecnie jako tętniące życiem miejsce spotkań pełne kawiarenek. 
     Odwiedzając to miejsce miałem mieszane uczucia. Do tej pory znałem je tylko z filmu, a więc jako ponure, przygnębiające i odnoszące się do przykrych wydarzeń, którym zazwyczaj zostawia się jakiś fragment "ku pamięci". Tutaj nie było po tym śladu, postąpiono wręcz odwrotnie, co jest właściwie zrozumiałe, bo to tylko lokacja odnosząca się do filmu, a nie wydarzeń historycznych. Mimo wszystko, chyba przez dużą sugestywność i emocje płynące z tych scen, czułem tutaj jakiś dyskomfort. 

piątek, 13 czerwca 2014

Van Helsing (2004), reż. Stephen Sommers

     Pamiętam, że podczas jednego z pierwszych, samodzielnych wyjść do kina udaliśmy się z kolegą na film "Mumia". Choć pamiętam z niego jedynie migawki, wydaje mi się to teraz mało istotne. Fajnie było poczuć wtedy klimat przygody, który dzisiaj wydaje mi się nieosiągalny, a który być może zbliżony był do tego, co czuła premierowa widownia oglądająca kultowe filmy Spielberga. Film musiał być komercyjnym sukcesem, bo doczekał się dwóch kontynuacji, a sam reżyser do dzisiaj wkręcił się w tematy dużo-szybko-głośno-cgi. Nie mam zamiaru tego krytykować, bo wiem, że jest grupa ludzi, którzy chętnie oglądają tego typu widowiska (tak jak ja kiedyś). Jest mi tylko przykro, że dzisiaj sam nie mogę się na to nabrać.
     Jednym z takich produktów jest "Van Helsing" - hołd złożony klasycznym horrorom studia Universal z lat 30-tych i 40-tych, których wielkim fanem jest Sommers. Głównym bohaterem jest tutaj tytułowy łowca wampirów, postać zaczerpnięta z "Drakuli" Brama Stokera. Przyznaję, że oglądanie tego filmu nie było największą przyjemnością jaka mnie w życiu spotkała. Ale jak wspomniałem, nie mieszczę się już w grupie docelowej jego odbiorców i mógłbym zrozumieć człowieka, który chciałby go mieć na blue-ray. 
     Praga i jej okolice posłużyły za plenery do filmu. Wbrew temu co widać powyżej, dużo większą część filmu kręcono nad Wełtawą. Jednak sporo lokacji to miejsca niedostępne lub zbyt oddalone jak na moje możliwości. Jeśli chodzi natomiast o powyższy kadr, przedstawia on fragment deptaka pod mostem Karola - to samo miejsce, które 8 lat temu (w stosunku do filmu), przebiegał Tom Cruise, próbujący ratować swoją towarzyszkę (widok od strony rzeki):