wtorek, 30 grudnia 2014

Podróż za jeden uśmiech: Polowanie na kapelusz (1971), reż. Stanisław Jędryka, cz. III

     Koniec roku zapowiada się przy siarczystym mrozie, któremu może się przeciwstawić tylko dobra zabawa. Mi taka pogoda jeszcze nie przeszkadza, co więcej, wspomnienie i jednocześnie oczekiwanie wakacji wypada przy niej znacznie bardziej nostalgicznie. Dlatego dzisiaj kilka kolejnych ujęć z serialu, który zawsze kojarzył mi się z beztroskim latem. 
     Poldek i Duduś szukają sopockiego mola w... Gdańsku. Przez zbieg okoliczności znaleźli się w innymi mieście, a dowiedzieli się tego dopiero błądząc po ulicach Gdańska właśnie. Wszystkie zdjęcia z tego postu dotyczą jednego miejsca, a więc mostu z ulicą Strągiewną, rozciągającą się przed Zieloną Bramą, widoczną kilkukrotnie w poprzednich wpisach. Sporo budynków zostało odnowionych od czasu powstawania serialu, powstało kilka nowych, ale charakter tego miejsca pozostał taki sam. 
     Kontynuacja ujęcia z poprzedniego kadru. Kładka na moście została zamieniona na płytki, balustrada również została wymieniona, ale jej kształt prawie się nie zmienił. 
     Ostatnie zdjęcie przedstawia ten sam kierunek. Metalowa bariera zostaje zamieniona tu w betonowy mur. Gdyby ktoś się zastanawiał gdzie podziało się łączenie płyt na murze, to informuję, że na filmie jest ono widoczne, ale nie zmieściło się w wybranym przez mnie kadrze. Nie zwróciłem na ten element uwagi robiąc zdjęcie i po raz kolejny wyszło niedokładnie. 

PS. Wszystkim, którzy tu zaglądają życzę pomyślności w realizacji swoich planów i marzeń w przyszłym roku, a tym, którzy zdążą przeczytać post przed końcem dnia, życzę dodatkowo udanej zabawy. 

piątek, 19 grudnia 2014

Popiół i diament (1958), reż. Andrzej Wajda

     Mój stosunek do lektur szkolnych w okresie szkoły podstawowej nie był wzorowy. Niby ich celem było rozwijanie świadomości funkcjonowania prozy, ale we mnie wywierały przeciwny efekt. Fabuła rzadko mnie wciągała, bohaterowie wydawali się obcy, a język przeważnie zrażał zamiast przyciągać. Dopiero później zdałem sobie sprawę, że powodem takich odczuć był fakt, iż konkretne pozycje były narzucone przez system edukacji, a nie zostały wybrane z własnej woli. Dlatego wierząc, że nie wszystkie książki są mało interesujące, na przełomie podstawówki i liceum sięgnąłem po powieść "Popiół i diament" Jerzego Andrzejewskiego. Nie było to najlepszy wybór, bo nie pamiętam, żebym dotarł do ostatniej strony, natomiast nie zniechęcony tym, sięgnąłem po adaptację Andrzeja Wajdy, która wtedy przypadała mi do gustu. Jest to historia młodego członka Armii Krajowej - Maćka Chełmickiego, który dostaje zlecenie zabicia ważnego działacza partii komunistycznej. W międzyczasie poznaje dziewczynę, rodzi się miłość, a w umyśle bohatera pojawiają się wątpliwości co do sensu swoich opozycyjnych działań. 
     Większa część filmu kręcona była we Wrocławiu, a wstęp, z którego pochodzi słynne ujęcie Cybulskiego trzymającego karabin, powstała w Trzebnicy, którą zamierzam odwiedzić na wiosnę.   
     Pierwsze wrocławskie ujęcie to głośnik przekazujący bieżące informacje, znajdujący się na tle kościoła św. Stanisława, św. Doroty i św. Wacława. To w tej okolicy będzie się rozgrywać większa część filmu i jej też będzie dotyczyć kilka przyszłych postów. W tej chwili można się zapytać dlaczego głośnik ewoluował w takie duże drzewo, skoro na filmowym ujęciu nie ma jego śladu (nawet kiedy kamera zjeżdża na poziom ulicy). Różnica między zdjęciami to 56 lat, więc wydaje mi się, że coś powinno być już wtedy widoczne. Nie umiem tego wyjaśnić.   
     Przy tym zdjęciu można pośpiesznie wyciągnąć błędne wnioski, dlatego jestem winny małe wyjaśnienie. Tuż za moimi plecami znajduje się brama na dziedziniec, zza której nie byłoby sensu robić zdjęcia, bo wszystko byłoby zasłonięte przez otaczający go mur i kamienicę. Jest jakieś prawdopodobieństwo, że ten właśnie mur znajduje się w miejscu, gdzie stała wysoka ściana widoczna na filmie, ale odległości pomiędzy wszystkimi widocznymi tu budynkami nie zgadzają mi się. W każdym wypadku, ruiny zza ściany to nie może być nic innego jak Pałac Królewski - obecnie prezentujący się o niebo lepiej. Ktoś mógłby spytać jakim cudem odnalazłem tę lokalizację i skąd właściwie wiadomo, że to jest to samo miejsce. Przyznaję, sam nigdy bym tego nie odgadł. Wiedzę tę znalazłem na tej stronie-link-gdzie jakiś spostrzegawczy miłośnik Wrocławia zauważył, że wieżyczki z prawej strony kadru to nic innego jak dach kamienicy przy ul. Kazimierza Wielkiego. Nie chce być inaczej.  

czwartek, 11 grudnia 2014

Tylko mnie kochaj (2006), reż. Ryszard Zatorski

     Nie przepadam za gatunkiem fantasy. Nie umiem wczuć się w te magiczne światy, którymi fascynują się miłośnicy Tolkiena czy Sapkowskiego i szczerze tego żałuję. Chciałbym  np. wyczekiwać teraz z wypiekami na twarzy kolejnej ekranizacji "Hobbita", ale tak niestety nie jest. Wydaje mi się, że powodem takiego dystansu jest moja ograniczona wyobraźnia. Nie potrafię, jak to się mówi, zawiesić niewiary i dać się ponieść cudownym postaciom i ich fantastycznym historiom. Podobny stosunek mam do komedii romantycznych (i nie myślę tutaj tylko polskich). Nie chodzi o to, że historie w nich przedstawiane są mocno rozbieżne z rzeczywistością. Po prostu brakuje w nich tego, co mogło by mnie przekonać do ich łyknięcia, nie mówiąc już o zainteresowaniu.  
     Do tego grona zalicza się rodzimy przebój kinowy 2006 roku - "Tylko mnie kochaj". Film osiągnął wyżyny frekwencji, natomiast krytyka miała sobie na czym poużywać. Nie zdradzę do której grupy widzów się zaliczam, za to umieszczam jedną fotkę porównawczą z tego filmu.
     A na zdjęciu nie mniej popularny niż sopockie molo symbol tego miasta, czyli Sofitel Grand Sopot, wcześniej znany jako Grand Hotel. Główny bohater wybiega przed hotel (czy raczej za niego) w poszukiwaniu swojej... nie pamiętam kogo szukał, ale pewnie miało to związek z miłością. Można zauważyć, że praktycznie każdy element zmienił się na plus. Elewacja została odnowiona, drzewka przycięte, na balkonach pojawiły się kwiatki, a wokół postawiono eleganckie ogrodzenie.  No i słońca jest jakby trochę więcej. 

wtorek, 2 grudnia 2014

Dwaj ludzie z szafą (1958), reż. Roman Polański, cz. II

     Okres festiwali i koncertów na otwartym powietrzu już za nami. Co prawda za chwilę w największych miastach będzie można uczestniczyć w imprezach świątecznych czy noworocznych, ale to już nie to samo co odprężanie się w letnie wieczory. Tymczasem na blogu przenoszę się w miejsce właśnie takich letnich niezobowiązujących imprezek, do jednego z najbardziej reprezentatywnych miejsca w Sopocie, czyli Skweru Kuracyjnego. Między innym tutaj, przy muszli koncertowej, kręcona była jedna z sekwencji "Dwóch ludzi z szafą".  
     Jak widać po ławkach na czarno-białym zdjęciu, miejsce to pełniło taką samą rolę prawie 60 lat temu. I chociaż jego charakter pozostał taki sam, to otoczenie zmieniło się diametralnie. Najlepiej widać to po Domu Zdrojowym, który urósł o dobre kilkanaście metrów. Żałuję, że w filmie nie pokazano szerszej panoramy jego okolic, bo na pewno byłoby to ciekawe porównanie. 
     Sama muszla uniknęła większych zmian. Można by pisać o wstawieniu igieł utrudniających życie gołębiom albo kurtyn zakrywających zaplecze, ale akurat w tym wypadku istotniejsze wydaje mi się podkreślenie, że wśród osób na scenie znajduje się reżyser tej etiudy (pierwszy z prawej). Samo zdjęcie nie oddaje jeszcze jego aktorskich umiejętności, dlatego polecam zobaczyć cały film, bo można zobaczyć go tam w bardziej złożonej akcji. 
     A na koniec mały bonus. Przyjaciele Sopotu (taki podpis widnieje na "szafie") upamiętnili związek reżysera z tym miastem, stawiając w 2008 roku na sopockiej plaży rzeźbę nawiązującą do opisywanej etiudy. Nie przetrwała ona jedna zbyt długo w takich warunkach i po zdewastowaniu oraz renowacji została w 2013 roku ustawiona w bezpieczniejszej lokalizacji - przed wejściem do klubu Zatoka Sztuki.