piątek, 27 marca 2015

Popiół i diament (1958), reż. Andrzej Wajda, cz. III

     Planując zdjęcia związane z miejscami kręcenia filmu "Popiół i diament" we Wrocławiu natknąłem się na ciekawą niespodziankę. Otóż spora część wydarzeń przedstawionych w filmie, ze słynną sceną płonących kieliszków na czele, rozgrywa się w hotelu Monopol. Taką nazwę widzimy kilkukrotnie na głównych drzwiach hotelu. Przeglądając informacje dostępne w internecie (z Wikipedią włącznie) widzę, że przyjęło się za pewnik, że film kręcony był w autentycznym hotelu Monopol, mieszczącym się przy ulicy Heleny Modrzejewskiej, co po analizie filmu i zdjęć hotelu okazuje się być nieprawdą. Od premiery filmu minęło już ponad pół wieku, więc takie nieporozumienie nie musi wcale dziwić. Z drugiej strony pokazuje niepokojący wpływ, jaki może mieć obraz na świadomość społeczeństwa.  
     Wszystkie trzy zdjęcia pochodzą z jednego ujęcia z ostatniej sekwencji filmu, kiedy bohater opuszcza hotel na dobre. Wejście do hotelu widoczne za nim, pojawia się w filmie kilkukrotnie, jednak tutaj jest najlepiej widoczne, szczególnie, że można je zobaczyć w towarzystwie istniejącej do dzisiaj kamienicy.   
      Wszystko bowiem wskazuje na to, że miejscem kręcenia scen hotelowych był budynek, którego ruiny znajdują się po przeciwnej stronie kościoła św. Doroty, w stosunku do rzeczywistego hotelu Monopol. Co jeszcze ciekawsze, budynek ten na filmie wydaje się zajmować więcej miejsca, niż obecnie jego fundamenty. Jest to o tyle dziwne, że na mapach z tamtego okresu widnieje ulica św. Doroty, którą teoretycznie jego powierzchnia powinna zasłaniać.  
      Trudno powiedzieć co kiedyś mieściło się w sąsiedniej kamienicy. Wiem natomiast, że dzisiaj jest tam szkoła podstawowa, stąd kolorowe rysunki na jej ścianach.  
     Ostatni kadr nie należy do najczytelniejszych, ale zostawiam go, bo mimo to można ocenić sobie różnice między tymi dwoma okresami. 

sobota, 21 marca 2015

80 milionów (2011), reż. Waldemar Krzystek, cz. II

     Dzisiaj kolejna seria zdjęć z filmu, który został wytypowany na polskiego kandydata do Oscara. Według przewodniczącego komisji PISF-u, Juliusza Machulskiego, powodem wyboru tego obrazu był fakt, że "opowiada o epizodzie z polskiej historii w sposób nieszablonowy, optymistyczny i uniwersalny". Trudno temu zaprzeczyć, ale dla Amerykanów to widocznie było za mało, bo wiadomo, jak sprawa się potoczyła. 
     Bohaterem tego posta jest wrocławski most Grunwaldzki, na którym rozgrywają się otwierająca i zamykająca akcja. Powyższy kadr to pierwsze ujęcie w filmie. Kolejny przykład, na którym dobrze widać jaki wpływ ma zastosowanie różnorodnych obiektywów. 
     Kolejne trzy zdjęcia pochodzą już z finałowej sekwencji. Żeby móc wyjść na jezdnię, musiałem odwiedzić to miejsce wczesnym rankiem, stąd moje zdjęcia są tak ciemne. Budynek po lewej definitywnie powstał w przeciągu tych 4 lat, bo nie widać go na żadnym z powyższych filmowych ujęć. 
     Ujęcie w przeciwną stronę do tego z pierwszego zdjęcia. Można by pomyśleć, że grupa milicjantów została ustawiona w taki sposób żeby zasłonić coś w tle, ale ponieważ współczesnych elementów nie ma tam zbyt wiele, bardziej prawdopodobne, że taki układ jest po  prostu autentyczny i jednocześnie widowiskowy. 
     A to ujęcie z samego mostu w kierunku południowym. Poza tym, że antena na dachu jest skromniejsza, niewiele się tu zmieniło. 

wtorek, 17 marca 2015

Iluzjonista / The Illusionist (2006), reż. Neil Burger

     Ciężko mi ostatnio zabrać się za pisanie postów, ale domyślam się, że jest parę osób, które czeka na nowe zdjęcia, a wiem jakie to uczucie. Jest to więc dla mnie jakaś motywacja do działania. Dzisiaj film, o którym długo myślałem, że był odpowiedzią na "Prestiż" Christophera Nolana, ale po sprawdzeniu dat premier przekonałem się, że mogło być odwrotnie. Przyznaję, oba filmy zasługują na uznanie i polecam je każdemu. "Iluzjonistę" zapamiętałem głównie z urzekającej muzyki (szczególnie podczas napisów początkowych) i ciekawej (jakby inaczej) roli Paula Giamatti'ego. Wiem, że wrócę do niego jeszcze przynajmniej raz.  
     Według danych dostępnych na IMDB.com wszystkie zdjęcia powstawały w Czechach, co oczywiście oznacza, że ekipa odwiedziła również Pragę. W ramach ciekawostki można wspomnieć, że przeciętny statysta dostał za rolę około 30$/dzień. Zdjęcia w tym poście pochodzą z finałowej sekwencji w filmie, podczas której inspektor grany przez Giamatti'ego, otrzymuje od chłopca przesyłkę zawierającą notes wyjaśniający działanie tajemniczych mechanizmów magika. Scena została nakręcona przy zamku hradczańskim.  
     Ujęcie w przeciwnym kierunku. Widać tu popularny motyw stosowany przez filmowców czyli zasłanianie niewygodnych elementów. W tym wypadku chodzi o tablice znajdujące się po obu stronach bramy. Jest to o tyle ciekawe, że spełnia swoją rolę, czyli ukrywa współczesne reklamy, jednak kiedy przyjrzeć się temu na spokojnie, można się zastanawiać czym właściwie miałyby być te podłużne płyty (tym bardziej, że jedna wyraźnie odstaje od ściany).  

piątek, 6 marca 2015

Tylko mnie kochaj (2006), reż. Ryszard Zatorski, cz. II

     Dzisiejszy post chyba bardziej powinien przypaść do gustu piękniejszej części Czytelników, ale prawdę mówiąc umieszczenie tego tytułu w okolicy 8. marca wyszło zupełnym przypadkiem. Jakkolwiek by nie było, zapraszam do zapoznania się z lokacją końcowej części horroru komedii romantycznej "Tylko mnie kochaj". 
     Na powyższym porównaniu świetnie widać jakie znaczenie mają parametry obiektywów, którymi się filmuje lub fotografuje. W filmie został użyty sprzęt z dłuższą ogniskową, co sprawiło, że molo wydaje się krótsze, niż na moim zdjęciu, wykonanym zwykłym aparatem kompaktowym. Również tło z wieżami w tle znajduje się bliżej widza, co, wydaje mi się, wygląda atrakcyjniej. 
     Sądzę, że kwestia latarni też może mieć związek z obiektywami, ale pewności nie mam. Bardziej jestem pewny tego, że molo zostało odmalowane co najmniej raz, co nie dziwi skoro to jedna z ważniejszych części miasta.
    Naiwnie próbowałem doszukać się podpisów widocznych na belce, ale zdziwiłbym się, gdyby rzeczywiście przetrwały 8 lat w takich warunkach.

wtorek, 3 marca 2015

Mission: Impossible - Ghost Protocol (2011), reż. Brad Bird, cz. II

     Przyznaję, że rzadko mi się zdarza, żeby po skończonym seansie z niecierpliwością czekać na informacje o ewentualnym sequelu filmu. Pierwsza część pełnometrażowej serii opowiadającej o losach agentów IMF zrobiła na mnie pozytywne wrażenie, ale nie oczekiwałem drugiego filmu. Kiedy jednak się pojawił, zawiodłem się solidnie. Może film jako samodzielny obraz nie jest taki zły, ale zupełna zmiana stylu opowiadania w stosunku do poprzedniej części nie trafiła w mój gust. Myślałem wtedy, że kolejne części będą już tylko jakościowym spadkiem w dół. Trójka jednak miała swoje momenty, ale nie był to jeszcze film, do którego wracałbym z przyjemnością. Wszystko zmieniło się z ostatnią częścią, która znalazła się w rękach człowieka, odpowiedzialnego dotychczas za filmy animowane. Pomysły na sceny akcji, ich wykonanie i ilość humoru sprawiły, że po napisach końcowych nie było mi obojętne kiedy wyjdzie kolejna część, bo nawet nie znając ocen ani wyników finansowych filmu, byłem pewny, że taka powstanie.   
     Jedną z takich scen jest ucieczka agenta Hunta z rosyjskiego szpitala. Zdjęcia powstawały przy budynku, w którym w rzeczywistości mieści się hostel, natomiast ulica przy nim jest ślepa, więc ekipa nie miała za bardzo komu blokować drogi, co na pewno było wygodne przy takich kaskaderskich wyczynach.   
     Wszystkie wiszące elementy z których korzystał bohater zostały oczywiście zainstalowane jedynie na potrzeby tej sceny. Poza tym trzeba było zdjąć latarnię zainstalowaną w poprzek ulicy, jeśli w ogóle była tam wcześniej.   
     Ciekawostką wartą wspomnienia jest fakt, że budynek przed którym upada Hunt, ma przy drzwiach tabliczki z napisem "Prague Film School". Ciekawe czy studenci tej szkoły mieli okazję podglądać pracę specjalistów z Hollywood. 
     Kiedy bohater znalazł się już na wolności, mijał bar, w którym mógł zobaczyć co właściwie stało się na Kremlu. Ta scena również była kręcona w Pradze. Niewiele trzeba było zrobić, żeby przekonująco utrzymać rosyjski klimat: napis cyrylicą, mocny niebieski filtr i charakterystyczny język w tle sprawdziły się doskonale.