niedziela, 24 kwietnia 2016

Spectre (2015), reż. Sam Mendes, cz. III

     Kolejna część podążania śladami organizacji Spectre. Dzisiaj będzie to miejsce, które szczególnie mi się spodobało. Przestrzeń, której jest tam sporo, i charakter otoczenia nawiązujący do historii (mieści się tam m.in. Muzeum Rzymskiej Cywilizacji) zrobiły na mnie pozytywne wrażenie. Dlatego też nie była dla mnie problemem dwukrotna podróż w tym kierunku, do przedostatniej stacji metra, aby wykonać zdjęcia. Powodem tego było fakt, że jedno ujęcie udało mi się zdobyć przed wyjazdem do Rzymu, ze zwiastuna filmu. Natomiast będąc już na miejscu, ale po pierwszej wizycie w tym miejscu, zobaczyłem klip do piosenki promującej ten film, w którym dało się zauważyć jeszcze jedno ujęcie z tego miejsca. Taka okazja nie mogła mi uciec, więc konieczna była druga wycieczka. 
     W filmie miejsce to udaje cmentarz, na którym chowany jest jeden z członków organizacji (mógłbym napisać, że po krzyżu nie było już śladu, ale nie mam pewności czy nie dało się zauważyć na tej ścianie niewielkich dziur po wkrętach). To tutaj Bond pierwszy raz spotyka Oberhausera. Trzeba przyznać, że te filary przez swoją prostotę są bardzo fotogeniczne, a słońce w filmowej scenie jeszcze bardziej podkręca ten fakt.  
     Ujęcie poprzeczne, które zostało dość drobiazgowo dopracowane. Zwraca uwagę kolejny krzyż, który bardziej niż przypominać o tym gdzie się znajdujemy, miał chyba zasłonić pomnik. Co jest jednak jeszcze ciekawsze, to fakt wycięcia bloku, który znajduje się na kolejnym planie. Niby taki drobiazg, a jednak twórcy uznali go za znaczący na tyle, żeby poświeć na to czas w post produkcji.  

piątek, 15 kwietnia 2016

Most szpiegów / Bridge of Spies (2015), reż. Steven Spielberg, cz. II

     Dzisiaj kolejna wizyta we wrocławskim Berlinie, czyli powrót do lokacji - można już bezpiecznie napisać - oscarowego "Mostu szpiegów". 
     W tym wypadku jest to względnie monotonne spojrzenie na ten plener, ponieważ tylko z jednego punktu widzenia, aczkolwiek minimalnie różniące się pod kątem ogniskowych. Mamy tu więc dość wyraźnie ukazany mur z przerwą, przez którą bohater dostał się na drugą stronę. Przy pomocy prostej, styropianowej konstrukcji udało się tu stworzyć wrażenie przytłaczającego, zamkniętego miejsca. 
     Bliższe spojrzenie na wykańczany fragment konstrukcji ujawnia moje błędne oszacowanie ustawienia kamery. Nie przeszkadza to jednak w zauważeniu, że kamienica znajdująca się na wprost dobrze się sprawdza jako tło i to bez pomocy specjalistów od scenografii. 
     To ujęcie pozwala trochę lepiej przyjrzeć się temu, co znalazło się na samym placu. A sporo tutaj zmieszczono: dziesiątki statystów, ciężki i lżejszy sprzęt budowlany, elementy militarne i dużo dymu. Zastanawiałem się, czy taki natłok wszystkich tych dekoracji charakteryzujących to miejsce nie jest przesadzony, ale oglądając film ciężko mi było obiektywnie na to odpowiedzieć.   

piątek, 8 kwietnia 2016

Do widzenia, do jutra... (1960), reż. Janusz Morgenstern, cz. VII

     Koniec żartów. Dzisiaj już lokacje na poważnie (o ile to możliwe). A w tym wpisie wracamy do Gdańska śladami filmu "Do widzenia, do jutra...".
     Powyższe ujęcie może być znajome dla widzów TVN-u, bo z tego co zdążyłem zauważyć przeglądając od czasu do czasu telewizję, to z tej perspektywy jest prezentowane to miasto kiedy wspomina się na antenie o pogodzie. Dość ciekawa panorama, która w porównaniu z filmem nie zmieniła się zbyt poważnie. 
     O tej mozaice było ostatnio głośno z powodu planów jej usunięcia (i protestów przeciwko temu) przez właściciela budynku (w którym znajduje się kino Neptun). Nie śledzę sytuacji na bieżąco, więc nie wiem jak sytuacja wygląda obecnie, ale wspomnę tylko, że trafiłem na tę lokację przypadkowo (nie wiem dlaczego, ale nie udało mi się jej znaleźć wcześniej), zmierzając w kierunku innej, z "Dwóch ludzi z szafą". Jak na strzał z pamięci, dopasowanie wyszło całkiem przystępnie. 

piątek, 1 kwietnia 2016

Predator (1987), reż. John McTiernan

     Od ostatniego postu minęło trochę więcej czasu niż zazwyczaj, ale jest powód ku temu. I to nie byle jaki.
     Otóż jakiś czas temu, kupując na Ryneczku Lidla siatkę pomidorów zostałem skuszony do wzięcia udziału w konkursie. Decydując się na drugą siateczkę tych soczystych warzywek, automatycznie znajdowałem się w grupie osób biorących udział w losowaniu m.in. wycieczki do kraju producenta czerwonych jarzyn, czyli Meksyku. Ponieważ pomidorków nigdy za wiele, a do stracenia nic nie miałem, szybko zdecydowałem się na większy zakup. Prawdę mówiąc, nigdy specjalnie nie wierzyłem, że mógłbym coś wygrać w takich konkursach, dlatego przeżyłem niemały szok, kiedy dowiedziałem się... że to do mnie powędruje bilet na samolot do Ameryki Północnej. Naturalnie, przeczuwając że wizyta w tamtych stronach szybko się nie powtórzy (jeśli w ogóle), przystąpiłem do przeglądania mapy okolicy w której miałem się znaleźć, pod kątem lokacji filmowych. W tym miejscu przeżyłem kolejny szok i to jeszcze większy, bo okazało się, że kilka kilometrów od miejsca mojego pobytu znajduje się popularny resort Puerto Vallarta, w plenerach którego powstawały zdjęcia do soczystej klasyki kina - Predatora. Nie zastanawiając się dłużej, wziąłem się za przygotowania. Poniżej rezultat tej niezapomnianej wizyty.
     Początkowo wydawało mi się, że miejsce to jest tak samo odległe i niedostępne, jak wynika z filmu. Nic podobnego. W rzeczywistości film McTiernana rozkręcił branżę turystyczną w tym rejonie tak bardzo, że będąc na miejscu, ciężko jest poczuć ten klimat zagrożenia, który wylewa się z filmu. 
     Choć obszar ten znajduje się w strefie klimatu zwrotnikowego, w momencie mojej wizyty niewiele na to wskazywało. Mógłbym nawet powiedzieć, że szata roślinny przypominała czasami polskie lasy. Z pomocą przewodnika udało mi się znaleźć miejsca, które szczególnie chciałem zobaczyć. Tutaj lokacja z pamiętnej sceny, w której pierwszy raz widzimy charakterystyczną krew drapieżnika. Najprawdopodobniej liść widziany na filmie był rzeczywistym elementem przyrody, ale... prawie 30 lat zrobiło swoje.
     Dramatyczna scena, w której cała ekipa atakuje wszystkim co ma w... dżunglę. Chociaż rzeczywiście minęło dużo czasu, na niektórych drzewach wciąż można było dostrzec dziury po efektach wystrzałów. Magia kina sprzed epoki CGI zachowana w naturze.
     Co to tego kadru nie mam pewności, czy dobrze go wymierzyłem (choć sama okolica jest potwierdzona). Pewne jest, że oglądając ten film w okresie podstawówki, nie mogłem spać kilku nocy właśnie przez te świecące oczy. Nie mogło ich zabraknąć w tym poście. 
      Pierwsze całościowe ukazanie Predatora (i tym samym kunsztu Stana Winstona). Mimo ostrej rozpierduchy  nawalanki, drzewo stoi do dziś i ma się całkiem dobrze.
     Kolejna zapadając w pamięć scena. Tym razem charakterystycznym motywem jest trzypunktowy celownik bestii z kosmosu. Drzewo pod którym zginął bohater grany przez Billa Duke'a już wtedy musiało być powalone. Dzisiaj jego stan, co naturalne, jeszcze bardziej się pogarsza, ale ma to swój urok.
     I na koniec pożegnalny kadr, który warto było uwiecznić w mojej wersji. Dutch, po lądowaniu w rzece wydostaje się na brzeg, pokrywając się błotem, co, jak się potem okazało, ma swoje dobre strony. Natura lubi się zmieniać, a ja lubię to, że lubi się zmieniać. Przynajmniej w tym wypadku. Sam nigdy bym nie odnalazł tego miejsca, właśnie przez jego nieprzeciętną metamorfozę, ale z pomocnymi wskazówkami lokalnych mieszkańców, poszło dość prosto. 
     Wycieczka do Meksyku była jedną z najciekawszych przygód, jakie mi się przytrafiły. I pomyśleć, że wszystko przez kilogram pomidorów...