czwartek, 15 stycznia 2015

Dwaj ludzie z szafą (1958), reż. Roman Polański, cz. III


     Głośno ostatnio zrobiło się wokół nazwiska Polańskiego w związku z nie do końca zamkniętą historyczną sprawą. Na blogu ominę jednak ten temat jak najszerszym łukiem, bo chociaż intryguje mnie życie osobiste pewnych nośnych nazwisk, to nie mam wiedzy ani potrzeby, żeby rozbierać tutaj ten temat. 
     Dlatego od razu przejdę do sedna, które w tym wypadku jest jednym z ciekawszych miejsc związanych z etiudą tego reżysera. Lokacja, którą bardzo chciałem znaleźć, kiedy oglądałem film pod tym kątem. Wiedziałem, że skoro większa część otoczenia to środowisko naturalne, to cokolwiek by się tam nie działo w ciągu tych ponad 50 lat, musi być interesująco. Przed przyjazdem do Sopotu straciłem jednak na to nadzieje, nie mogąc znaleźć o niej żadnych informacji. Chociaż powierzchnia tego miasta nie jest duża, przeszukiwanie internetowych map nie dało żadnych rezultatów. Pogodziłem się z tym faktem, zrezygnowałem z drukowania poglądowych kadrów, ale jak się okazało na miejscu, za szybko.
     Przemierzając miasto w poszukiwaniu pozostałych lokalizacji trafiłem na kręty strumyk, drzewa, duży budynek nieco wyżej i zaświeciła mi kontrolka. Zgodnie z oczekiwaniami różnice były spore, dlatego w pierwszej chwili nie byłem do końca przekonany czy jestem we właściwym miejscu, czy to tylko moje pobożne życzenie. Zrobiłem więc kontrolne zdjęcia i po powrocie do mieszkania porównałem z oryginalnym materiałem. Najlepszym odniesieniem był budynek, więc kiedy upewniłem się co do szczegółów, wróciłem w to miejsce i zrobiłem bardziej dopasowane zdjęcia. Ponieważ była to pełnia lata, większość kadru zajmują liście, ale jak dla mnie, efekt i tak jest bombowy.    
     Na moje szczęście te trzy kadry pochodzą z jednego ujęcia, dzięki czemu łatwo było zidentyfikować poszczególne miejsca. Gdyby było inaczej przypuszczam, że spędziłbym nad tym strumykiem trochę więcej czasu, co zapewne zniecierpliwiłoby pewną osobę. Ale i bez tego nie było tak łatwo, bo przymierzenie się do tego ujęcia utrudniały ograniczająca ruch ścieżka z murkiem i wchodzące w obiektyw gałęzie. Ostatecznie jednak wyszło klawo - proszę zwrócić uwagę na poziom wody, który w moim wypadku wyszedł nawet poza kadr.  
     Na ostatnim zdjęciu widzimy w końcu efekt ludzkiej ingerencji. Efekt jak najbardziej praktyczny, chociaż moim subiektywnym zdaniem pozbawiony uroku tego miejsca z lat 50-tych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz