Pierwotnie "Rzymskie wakacje" miały powstawać w... Hollywood, ale reżyser nalegał, aby film kręcić we włoskiej stolicy. Władze Paramountu ostatecznie zgodziły się na takie rozwiązanie obcinając konsekwentnie budżet, co znowu wiązało się z produkcją obrazu czarno-białego (a nie, jak początkowo zakładano, w Technicolorze) oraz zatrudnieniem mało znanej aktorki w roli księżniczki. Stolica amerykańskiego filmu nie bez powodu nazywana jest "fabryką snów", ale nie wyobrażam sobie, w jaki sposób chciano odtworzyć Rzym z całym jego rozmachem. Na szczęście, jak wiemy z napisów początkowych, wszystkie zdjęcia kręcono w tym mieście, dzięki czemu mamy na filmie zachowaną świetną pamiątkę miasta z tamtego okresu.
Przechodząc do konkretów, pora zwrócić uwagę na fontannę di Trevi i jej okolice. Jak wspominałem już przy Schodach Hiszpańskich, okres, w którym odwiedzałem Rzym owocował we wszelkie remonty, i taką też sytuację zastałem przy fontannie. W tym wypadku cała ściana kamienic zasłonięta jest rusztowaniem, ale mimo tego można zauważyć że nie powstało tu dużo rozbieżności.
Coś większego za to stało się przy oknie, do którego podchodzi Audrey. W filmie był to salon fryzjerski, w którym bohaterka zafundowała sobie metamorfozę fryzury. Obecnie mieści się tu sklepik z pamiątkami, co jednak nie jest dziwne. Zastanawiający jest natomiast rozmiar witryny, który, jak by nie patrzeć, został powiększony.
Samej fontanny również nie było mi dane podziwiać w pełnej okazałości. Woda została spuszczona, rzeźby także przykryte rusztowaniem, a całość dodatkowo obstawiona ogrodzeniem z pleksi. Na moje szczęście udało się zrobić zdjęcie odpowiadające filmowemu ujęciu. Komentować nie ma za bardzo czego, w końcu to niemłody zabytek.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz