wtorek, 14 stycznia 2014

Amadeusz / Amadeus (1984), reż. Miloš Forman

     Kiedy przypominam sobie pierwszy seans "Amadeusza", na małym telewizorku, który współdzieliłem z siostrą, mam przed oczami finałową scenę - pogrzeb tytułowego bohatera w strugach gęstego deszczu, któremu towarzyszy przeszywająca muzyka, napisana zapewne przez owego kompozytora. Ale oprócz tego momentu zapamiętałem jeszcze coś, mniej obrazowego - film przykuł moją uwagę bardziej, niż cokolwiek innego, co wówczas oglądałem. Nie słyszałem wtedy o czymś takim jak język filmu, nie miałem pojęcia o technicznych aspektach produkcji. Wydaje mi się, że kupiły mnie po prostu dwie główne postacie, a właściwie to, co między nimi zachodzi. Scenariusz powstał na podstawie sztuki teatralnej, więc to by się zgadzało. A fakt, że Forman jest znakomitym reżyserem, dodatkowo podniósł ten wątek na wyższy poziom. Jeśli Oscary są wyznacznikiem jakości filmu, to warto wspomnieć, że "Amadeusz" dostał ich osiem, w tym, w czterech najważniejszych kategoriach (film, reżyser, scenariusz, aktor).   
     Filmy historyczne często wymagają konstrukcji planów charakterystycznych dla epoki, w której toczy się akcja. W przypadku tej produkcji, chociaż jest długa, a jej fabuła rozgrywa się w wielu miejscach, była potrzeba zbudowania jedynie czterech scenografii. Większość scen kręcona była bowiem w autentycznych lokacjach (i tak np. premiera opery Don Giovanni była nagrywana w tym samym miejscu, w którym prawie 200 lat temu rzeczywiście się odbyła). Co jest jeszcze bardziej nietypowe, dla filmów z każdego gatunku, zdjęcia odbywały się bez sztucznego oświetlenia. 
     Chociaż nie było potrzeby stawiania fasad budynków tworzących całe ulice, na powyższym zdjęciu widać sztuczną ścianę (zielona za środkową bramą). Trudno stwierdzić, jaka miała być jej rola. Przypuszczam, że widoczne współcześnie drzewa były znacznie mniejsze i odsłaniały znajdujące się z tyłu budynki, ale one nie różnią się znacznie pod kątem stylu, od tych widocznych na środkowym planie. Być może był to pomysł scenografa, który uznał, że otwarta przestrzeń będzie tu nieodpowiednia. Ale znowu, czy byłby to wystarczający powód, żeby dla kilku sekund budować taką konstrukcję?
      W momencie kręcenia zdjęć, w Czechosłowacji panował ustrój komunistyczny. Brak anten telewizyjnych, nadmiaru plastikowych ozdób czy asfaltu był na rękę twórcom, którzy dzięki temu mogli łatwiej uzyskać wrażanie XVIII-wiecznego Wiednia. W tym ujęciu szczególne wrażenie robi budynek po lewej stronie. Kontrast między tym jak wygląda teraz i w połowie lat 80-tych nasuwa pytanie, czy aby na pewno nie był on postarzany na potrzeby filmu.   
     Robiąc to zdjęcie nieco się pomyliłem i opuściłem w kadrze jedną kamienicę z lewej strony, a szkoda, bo to na niej znajdują się najciekawsze wzory z całego widocznego rzędu. Zamiast tego można przyjrzeć się kostce przy zbiegu ulic, gdzie zmienia wzór, czego nie widać na ujęciu filmowym. Można odnieść złudne wrażenie, że tam jest jednolita. Ale ponieważ stałem w trochę innym miejscu niż kamera, to przejście może mieć miejsce za statystami. 

2 komentarze:

  1. Tego przejścia mogło po prostu nie być, kiedy kręcili film :)
    A blog super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że przejście jednak było od zawsze. Wyczytałem, że pierwotnie mieścił się tam klasztor, a brama jest jedyną dla pojazdów, prowadzącą na dziedziniec. Od razu widzę woźnicę, który przywozi tamtędy braciszkom niezbędne zaopatrzenie :)

      Usuń