Jak pisałem niedawno na drugim blogu, kiedy było się młodym, chwytanie bardziej absurdalnych produktów filmowych przychodziło znacznie łatwiej niż teraz. Dlatego boję się wracać do filmów, które zrobiły na mnie kiedyś dobre wrażenie, bo ich magia łatwo może przerodzić się w rozczarowanie.
Inaczej było z filmem "Utalentowany pan Ripley". Ostatni jego seans powtórzyłem sobie po kilkuletniej przerwie i z zaskoczeniem przyznaję, że film nie tylko nic nie stracił przez ten czas, ale oglądałem go z jeszcze większym zainteresowaniem niż poprzednio. Mimo, że sam pomysł wydaje się być naiwny, wszystko tutaj fajnie gra (ze świetną muzyką włącznie), a śledzenie losów Ripley'a, to delektowanie się tym, co najlepsze w kinie.
Inaczej było z filmem "Utalentowany pan Ripley". Ostatni jego seans powtórzyłem sobie po kilkuletniej przerwie i z zaskoczeniem przyznaję, że film nie tylko nic nie stracił przez ten czas, ale oglądałem go z jeszcze większym zainteresowaniem niż poprzednio. Mimo, że sam pomysł wydaje się być naiwny, wszystko tutaj fajnie gra (ze świetną muzyką włącznie), a śledzenie losów Ripley'a, to delektowanie się tym, co najlepsze w kinie.
W toku tej historii odwiedzamy Rzym. Tutaj, na Piazza Navona, bohaterowie dyskutują przy zewnętrznych stolikach restauracji.
Ujęcie z innego kąta na ten sam stolik. Przez 16 lat tego miejsca nie dotknęły większe zmiany.
A na koniec sam plac, z fontanną dei Quattro Fiumi w tle. W tym momencie do gry wkracza bohater grany przez Philipa Seymoura Hoffmana. Akcja ma miejsce w latach 50-tych, co często jest podkreślane przez statystów z charakterystycznymi dla tego okresu strojami i rekwizytami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz