niedziela, 7 kwietnia 2019

Mission: Impossible - Ghost Protocol (2011), reż. Brad Bird, cz. V

     Był rok 2005. Leżałem chory w łóżku i leczyłem się oczywiście oglądając telewizję przez większość dnia. Wieczorem leciał odcinek serialu "Lost" podsumowujący cały pierwszy sezon. Nie oglądałem wcześniej żadnego odcinka, ale wiedziałem, że wokół serialu jest dużo szumu. Średnio tym zainteresowany zostawiłem ten kanał, żeby się przekonać co w tym jest interesującego. Zanim odcinek się skończył, nie mogłem się doczekać kolejnego. Nie jestem jakimś specem od seriali, ale pewne sekwencje z tego show to dla mnie mistrzostwo świata. Mimo, że po trzecim sezonie magia zaczęła znikać (a ja przerwałem oglądanie, żeby je dokończyć po 10 latach), mam duży sentyment do tej produkcji. Dlaczego o tym piszę? Bo jest coś co łączy lokacje z czwartej odsłony "Mission: Impossible" i "Zagubionych". Przede wszystkim to osoba nadzorująca oba projekty, czyli J.J. Abrams, ale również Josh Holloway, grający w serialu Sawyera. Tutaj pojawił się w epizodycznej roli agenta IMF, zapewne z powodu znajomości z Abramsem.
      Pierwszy raz pojawia się w dynamicznej sekwencji otwierającej film. Skacze z dachu lądując na gadżeciarskiej poduszce będącej na jego wyposażeniu. Scena, mimo iż dzieje się w Budapeszcie, kręcona była na przedmieściach Pragi. Już przeglądając okolicę w internecie widziałem, że bardzo odstaje od tego z czym kojarzy się stolica Czech. Miałem pewne obawy czy idąc tam nie trafimy (byłem z przyjacielem) na podejrzane towarzystwo.
      Pomalowane ściany to główne zmiany jakie zaszły w tym miejscu. Chociaż, może było tak, że graffiti było tam od dawna, a zostało zamalowane jedynie na potrzeby filmu. 
     Zdjęcia musiałby powstawać bliżej lata, bo roślinność jest na filmie bardziej żywa. Ale od krzaków istotniejsza jest zmiana na kolejnym planie, czyli  budynek, który jeszcze 8 lat temu wyglądał normalnie, a teraz popada w ruinę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz