Określenie "polski film historyczny" kojarzy mi się z klasą szkoły średniej, która wyrwała się do kina, byle tylko nie siedzieć na zajęciach. Ta reakcja jest pewnie nie do końca słuszna, bo przecież podczas takich wypadów ogląda się nie tylko filmy historyczne i nie tylko polskie, ale tak jakoś mi zostało. Wszyscy to przerabialiśmy i wiemy jak to wygląda. Taka grupa odbiorców może być dla producentów dobrą zachętą do stworzenia filmu poruszającego tematykę, jaką ci uczniowie będą "zainteresowani". I choć "Katyń" można by zaliczyć do tej grupy, ja tego nie zrobię. Przede wszystkim dlatego, że temat poruszany w filmie jest bardzo delikatny i wciąż aktualny, a po drugie, reżysera łączy z tą historią osobista relacja i nie wyobrażam sobie, żeby wskaźnik komercyjny był dla niego najważniejszy.
Cześć zdjęć powstawała w Krakowie. Tamtejsze Towarzystwo Fotograficzne oraz Muzeum Historii Fotografii udostępniły scenografom archiwalne zdjęcia tego miasta, aby pomóc odtworzyć minioną epokę. Choć w przypadku powyższego ujęcia, nie trzeba było wiele zmieniać. Wystarczyło jedynie zasłonić dorożkami i samochodem współczesne elementy. Połączenie takiego ujęcia z napisem "Kraków, 1940" wystarczyło, żeby zapomnieć o współczesnym, pełnym turystów krakowskim Rynku.
Ulica, na której jedna z bohaterek prowadzi zakład fotograficzny, jest tą samą, przy której mieszkał Oscar Schindler (jedna z kamienic trochę dalej). W filmie Spielberga pojawia się nawet ujęcie z widocznym w tle tym samym kościołem. Zastanawiające, jak odebrali prośbę o nie parkowanie w tym miejscu na czas zdjęć, właściciele tych wszystkich aut.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz