środa, 23 lipca 2014

Podróż za jeden uśmiech: Polowanie na kapelusz (1971), reż. Stanisław Jędryka

     Niedawno ktoś przypomniał mi o tym, że ludzie z natury oceniają miniony czas jako bardziej udany niż obecny. Nie sprzeciwiam się temu stwierdzeniu, bo samemu zdarza mi się na tym złapać. Takie wrażenie mam na przykład oglądając serial "Podróż za jeden uśmiech". Tylko że w tym wypadku jest to trochę nienaturalne, bo serial pochodzi z okresu, którego nie znam osobiście, a tylko z drugiej ręki. Mimo tego, wydaje mi się, że czas o którym opowiada był dużo bardziej niewinny, sensowny i po prostu przyjemniejszy. 
     Reżyserem tego serialu, przerobionego potem na film długometrażowy, jest Stanisław Jędryka, który stworzył również inne klasyki z okresu dzieciństwa pokolenia moich rodziców, takie jak "Do przerwy 0:1", "Stawiam na Tolka Banana" czy "Wakacje z duchami", z czołówek których piosenki po prostu ociekają kultowością. Opisywana w tym poście produkcja oparta jest na powieści Adama Bahdaja, w której dwóch chłopców (w serialu granych przekonująco przez Filipa Łobodzińskiego i Henryka Gołębiewskiego) udaje się nad morze, wplątując się po drodze w różnego rodzaju przygody, nie zniechęcające ich jednak do dotarcia do celu. Podczas ostatniego urlopu udało mi się odwiedzić kilka miejsc znajdujących się w Sopocie oraz Gdańsku, występujących w przedostatnim odcinku serialu.   
      Na pierwszy strzał idzie Gdańsk i jego Długi Targ. Tutaj chłopcy trafiają przy pomocy samochodu chłodziarki i od razu okazuje się, że są zdani sami na siebie, bo ich ciotka przez nieporozumienie została w innej miejscowości. W latach 70-tych ulica najwyraźniej była otwarta dla ruchu samochodowego, co widać nie tyle po ciężarówce, ale zaparkowanych autach. Zwiększony ruch turystyczny najprawdopodobniej wymusił jej zablokowanie i wydaje się, że wszyscy na tym skorzystali. 
      To również Długi Targ z konkretną kamienicą, której parter, podobnie jak w większości na tej ulicy, został przerobiony na kawiarnię. Gdyby nie fakt, że ujęcie doprowadzające do tego kadru było ciągłym od zdjęcia powyżej, domyślam się, że miałbym niemałe problemy ze znalezieniem tego miejsca. Spora część elewacji jest teraz zasłonięta przez parasolki i inne ozdoby charakterystyczne dla ogródka kawiarni. 
     Fragment Zielonej Bramy, widocznej również na pierwszym zdjęciu, tylko z drugiej strony. To, że w "czarno-białych czasach" nie było znaków wskazujących istotne punkty turystyczne nie jest niespodzianką. Ale że w tym miejscu brakowało również ulicznej latarni jest już zastanawiające. Ciekawe więc, jaki efekt dałoby porównanie nocnych zdjęć tego miasta w takiej przestani czasowej. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz