czwartek, 17 października 2013

Zobaczmy, co z tego wyjdzie...



     Witam. Jako, że to mój pierwszy post, wypadałoby napisać parę słów wstępu. Od kiedy pamiętam, fascynują mnie filmy, a w nich to coś, co pozwala na opuszczenie znanego nam świata i wejście na dwie godziny w ten, wykreowany na ekranie. Różne osoby zwracają uwagę na różne elementy w filmach - jednych interesują bohaterowie, innych fabuła, muzyka, zdjęcia, efekty wizualne czy dialogi. Ja, dorzucam do tej puli lokacje filmowe. 
     Kiedy we wczesnej młodości, po raz pierwszy skończyłem oglądać trylogię "Powrót do przyszłości", popłakałem się z faktu, że to już koniec tej wspaniałej przygody. Rozmyślając o tym filmie długo po seansie, zdałem sobie sprawę, że rzeczywistość w nim przedstawiona, została stworzona na tym samym świecie, po którym chodzę. Zamarzyłem sobie wtedy, że chciałbym odwiedzić miejsca, w których były kręcone kluczowe sceny tego filmu. 
     To bardzo przyjemne uczucie, mieć świadomość, że miejsce, które można zobaczyć na własne oczy, jest tym, gdzie przenikają się dwa światy - filmowy i rzeczywisty. Że gdzieś na tym przełomie rodzi się magia filmu. Innym ciekawym aspektem takiego zwiedzania, jest możliwość zobaczenia, w jaki sposób pod wpływem czasu i innych warunków zmieniła się konkretna lokacja.      Od tamtej pory rośnie liczba miejsc, których prawdopodobnie nigdy nie zobaczę, a które chciałbym odwiedzić pod tym kątem. Jak się okazuje, nie tylko ja mam takie pragnienia. Od pewnego czasu wykształcił się trend turystyczny - set jetting - którego założeniem jest odwiedzanie miejsc, w których kręcono znane filmy. 
     Choć nie jestem w stanie odwiedzić wielu lokacji, wybierając się w obojętnie jakim celu w jakieś miejsce, staram się sprawdzić, czy powstawał tam jakiś film. Czasami tak własnie jest i mimo, że wielu z tych produkcji sporo brakuje do terminu "dobrego filmu", to fakt, że starają się zapraszać do innego świata, przekonuje mnie do poświęcenia im chociaż odrobiny uwagi. 

PS. Wielkie podziękowania należą się mojemu przyjacielowi Marcinowi, bez którego pomocy i cierpliwości nie udało by mi się odwiedzić wielu miejsc. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz