środa, 18 grudnia 2013

Vinci (2004), reż. Juliusz Machulski

     Tym razem coś z rodzimej kinematografii. Historię polskiej komedii można by przedstawić na wykresie za pomocą krzywej, zmierzającej we wiadomym kierunku. Kiedyś, spora część produkcji z tego gatunku zyskiwała status kultowych przez to, co przedstawiały na ekranie. Dzisiaj, jedyny kult jaki istnieje, to ten w kultywowaniu przez dystrybutorów tradycji idiotycznej promocji, z żenującymi sloganami na czele.
     Juliusz Machulski zapisał się w historii jako ten, który stworzył kilka obrazów z pierwszej grupy i, o ile nie śledzę na bieżąco jego współczesnych dokonań, śmiem twierdzić, że unika naśladowania popularnych trendów i próbuje opowiadać własne historie. Ewentualnie, historie oparte na własnych historiach. W 2004 roku nakręcił bowiem film, który był nazywany kontynuacją Vabanku (u naszych wschodnich sąsiadów nawet występuje pod taką postacią, np. tutaj i tutaj). Oprócz osoby reżysera i jego ojca, oba filmy łączy podobna fabuła - jest to komedia kryminalna, oparta na intrydze, podczas której poznajemy charaktery bohaterów i ich losy. Film trzyma się z dala od grona największych osiągnięć reżysera, ale na tle innych polskich produkcji wypada solidnie.
     Większa część produkcji miała miejsce w Krakowie, mieście, które (przyznaję z niekłamanym wstydem), pierwszy raz odwiedziłem dopiero w tym roku. Jak zwykle, celem wizyty nie było same zwiedzanie, a finałowy koncert szóstego FMF-u, ale to temat na inny blog. Ważne, że plan został zrealizowany, w pamięci zachowały się miłe chwile, a w aparacie ciekawe zdjęcia.
     Chociaż akurat powyższe nie kojarzy mi się dobrze. Miejsce było pierwszym do sfotografowania, z dość długiej listy, ale aparat już wtedy odmówił współpracy. Cała noc ładowania akumulatorków i nawet nie raczył mignąć. Na szczęście, za chwilę udało się znaleźć kiosk, który opróżniłem z ostatnich baterii i po małej modyfikacji trasy działać dalej, wracając na ulicę Smoczą, przy której mieści się mieszkanie jednego z bohaterów filmu. Nazwa wydaje się odpowiednia, bo na jej końcu znajduje się Wawel. Co ciekawe, przy widocznej w tle wieży, podobnie jak na filmie, stoi rusztowanie i nie zdziwiłbym się, gdyby wyraz "wciąż" można tu wcisnąć zgodnie z rzeczywistością. 
     Pomnik, na którym czeka Borys Szyc, z powodu mojego rozdrażnienia zachowaniem aparatu, został pominięty w pierwotnej trasie. Dopiero na drugim końcu Krakowa zorientowałem się, że czegoś mi brakuje. Ale, że czasu było wciąż wystarczająco dużo, wróciliśmy na Rynek i nadrobiłem zaległość. A w tym miejscu zmiany niewielkie. Domyślam się, że turyści i/albo miejscowi nie mieli problemu z przesiadywaniem na Grobie Nieznanego Żołnierza, dlatego włodarze miasta postanowili dać im do zrozumienia, że jest to nieodpowiednie i otoczyli go solidnym łańcuchem. Poza tą różnicą, w tle przybyło trochę więcej drzewek. 
     Na ulicy Szerokiej, gdzie kręcono zdjęcia do przynajmniej dwóch innych filmów, mieści się jeden z krakowskich posterunków policji. Twórcy "Vinci'ego" wykorzystali ten fakt i rozegrali tam sceny z filmowego komisariatu. Nie byłem na tyle odważny, żeby wejść do środka i zrobić zdjęcia na korytarzu, bo i tam nakręcono kilka ujęć, ale też nie sądzę, że byłyby warte narażania się. I bez tego spodziewałem się, że ktoś z mundurowych wyjdzie i zacznie wypytywać czemu fotografuję akurat ten budynek.
A3KPZQDGJ872

2 komentarze:

  1. "Ale, że czasu było wciąż wystarczająco dużo, wróciliśmy na Rynek i nadrobiłem zaległość." Wszystko fajnie, ale Panie Łukaszu, pomnik grunwaldzki i Grób Nieznanego Żołnierza są nie na Rynku, ale na placu Matejki :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda-tak też jest podpisane zdjęcie. W tekście odniosłem się do Rynku, przez niego musieliśmy wracać, a że stamtąd już rzut kamieniem do pl. Matejki, tak zostawiłem. Dziękuję za opinię i pozdrawiam.

      Usuń