To, że Wrocław odgrywał Berlin w spielbergowym "Moście..." już nie raz było wspomniane na tym blogu. Była mowa o całej gamie scenografii wykonanej z rozmachem do tego filmu. Dzisiaj przyszła pora na plener jak najbardziej wschodnio-niemiecki, jak najbardziej filmowy i jak najbardziej... prawdziwy.
Niestety, w tych ujęciach posłużono się jedynie kolorystycznym retuszem, zastosowanym właściwie w całym filmie. Kamienice, które pojawiają się w tym ujęciu są bowiem naprawdę w dość opłakanym stanie (przynajmniej ich elewacje).
Co prawda da się tu zauważyć sporą ilość plastikowych okien, i nikt nawet nie fatygował się, żeby w jakiś sposób je ukryć, ale biorąc pod uwagę nakład pracy i czas, przez jaki są widoczne, nie dziwię się takiemu podejściu. Ogólne wrażenie i tak pozwala poczuć się w tej sekwencji nieswojo.
Jakby sypiący się tynk nie był wystarczająco klimatyczny, nad wejściem do klatki zainstalowano jeszcze lampę odpowiednią do całości. Taki niby drobiazg, ale ktoś musiał wpaść na jaj pomysł, wykonać ją i zainstalować. Brama, przez którą przejeżdżał bohater znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie skrzyżowania, na którym kręcono sporo pozostałych scen z tego filmu.
Serdecznie dziękuję Pani Natalii z Wroclaw Film Commission za pomoc w zidentyfikowaniu tej lokacji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz